Reklama

Za Granicą

Londyn odpowiada na zamachy. Operacja "Strong Tower"

  • Fot. wikipedia/C.C.4.0

W Londynie zorganizowano największe od 2012 r. ćwiczenia z zakresu przeciwdziałania różnego rodzaju zagrożeniom terrorystycznym. Przez dwa dni słychać było wybuchy i wystrzały z broni automatycznej. Wszystko w okresie, gdy Zjednoczone Królestwo opłakuje swoich obywateli zabitych w krwawym zamachu terrorystycznym w Tunezji.

Reakcja na zamach w Tunezji? Też, ale nie tylko

Na ulicach stolicy Zjednoczonego Królestwa zaroiło się od funkcjonariuszy, niejednokrotnie uzbrojonych w broń automatyczną, a oficjalne komunikaty ostrzegały mieszkańców, że będą słyszalne głośne eksplozje czy też odgłosy wystrzałów. Podkreślano przy tym, że w całości będzie to symulacja. Tak właśnie rozpoczęły się, trzymane dotychczas w ścisłej tajemnicy w wąskim kręgu planistów, ćwiczenia „Operation Strong Tower”.

Interesującym elementem kontaktu ze społeczeństwem była możliwość śledzenia przez wszystkich zainteresowanych oficjalnych komunikatów dotyczących przebiegu ćwiczeń za pomocą hashtaga #999exercise, używanego w tzw. tweetach wysyłanych z konta Scotland Yardu znajdującego się na Twitterze. Oczywiście, wielu osobom przebywającym obecnie w Londynie i nie mającym styczności z problematyką bezpieczeństwa, mogło wydawać się początkowo, że władze Zjednoczonego Królestwa chcą w ramach „Operation Strong Tower” dokonać swoistego pokazu siły. Szczególnie, że byłaby to naturalna reakcja na śmierć ponad 30 brytyjskich obywateli, stanowiących większość ofiar niedawnego zamachu terrorystycznego w Tunezji.

Organizując w stolicy państwa dwudniowe ćwiczenia o kryptonimie „Operation Strong Tower”, władze Zjednoczonego Królestwa odnosiły się jednak nie tyle lub nie tylko do bieżących wydarzeń (choć i te zapewne wkomponowane zostały w scenariusze działań służb), co do potrzeby realnego przetestowania długofalowej strategii działań, formułowanej w celu przygotowania się na różne sytuacje kryzysowe. Strategii budowanej w Zjednoczonym Królestwie w oparciu o wcześniejsze doświadczenia z terrorystami (od IRA do Al-Kaidy i tzw. Państwa Islamskiego), zamachami terrorystycznymi czy też udaremnionymi próbami ataków (zarówno tych, o których poinformowano opinię publiczną, jak i tych które z racji utajnienia np. źródeł informacji pozostają znane tylko decydentom). W całym Zjednoczonym Królestwie wszyscy mają bowiem jeszcze przed oczami wydarzenia z 7 lipca 2005 r., gdy stolica padła ofiarą ataku, a jeszcze świeższe są wspomnienia związane z morderstwem żołnierza Lee Rigby`ego w Woolwich. Uwadze brytyjskich planistów nie umknęły także wydarzenia związane z atakiem na redakcję francuskiego czasopisma „Charlie Hebdo”, czy też wzięcie zakładników w Sydney w 2014 r. Owocem analizy tych i innych zagrożeń jest właśnie „Operation Strong Tower”.

Ponad tysiąc funkcjonariuszy służb

W trakcie „Operation Strong Tower” brytyjskie służby, odpowiadające za operacje antyterrorystyczne, miały przećwiczyć koordynację w zakresie odpowiedzi na rozmaite rodzaje zagrożeń, związanych z potencjalną aktywnością terrorystów w różnych częściach Londynu. Zmobilizowano ponad tysiąc funkcjonariuszy oraz członków jednostek reagowania kryzysowego, którzy na co dzień stanowią pierwszą linię obrony przed zagrożeniami wspomnianego wyżej rodzaju. Skalę ćwiczeń można porównać jedynie do tych, które odbywały się w 2012 r. z racji przygotowań do letnich igrzysk olimpijskich w Londynie. Źródła oficjalne informują, że ćwiczenia w rodzaju "Operation Strong Tower" będą organizowane na podobną skalę cyklicznie w kolejnych latach.

Obok różnych jednostek policji, do działań w ramach „Operation Strong Tower” włączono również wybrane formacje wojskowe, podlegające Ministerstwu Obrony Zjednoczonego Królestwa, służby specjalne (szczególnie kontrwywiad MI5 i jego funkcjonariuszy zajmujących się zwalczaniem terrorystów), nie zabrakło też przedstawicieli londyńskich służb ratunkowych, pracowników szpitali czy strategicznie ważnej komunikacji miejskiej. Część ćwiczeń obejmowała również zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia specjalnej komisji COBRA, odpowiadającej za koordynację działań międzyagencyjnych w sferze reagowania kryzysowego.

Od początku podkreślano fakt, że szczególny nacisk położono na realizm ćwiczeń. Stąd funkcjonariusze w nich uczestniczący wiedzieli jedynie o tym, że „Operation Strong Tower” rozpocznie się danego dnia, i że wezmą udział w różnych, wcześniej opracowanych scenariuszach. Założenia przekazane przez Maxine de Brunner, odpowiadającą za ćwiczenia z ramienia policji metropolitalnej, mówiły o symulacji uderzenia terrorystów na kilka lokacji w całym Londynie.

Impuls do przygotowania ćwiczeń dał Scotland Yard, który już najprawdopodobniej w styczniu stworzył małą grupę planistyczną. To jej zadaniem było dostosowanie ćwiczeń do wyzwań jakie niesie aktywność różnych organizacji i komórek terrorystycznych na terytorium państwa i w samym Londynie. Wszelkie szczegóły, aż do momentu zainicjowania samych działań w ramach „Operation Strong Tower”, utrzymywano jednak w ścisłej tajemnicy w wąskim kręgu decydentów z zakresu bezpieczeństwa.

Wzrost zagrożenia terrorystycznego w Zjednoczonym Królestwie w ostatnim roku

Przeprowadzenie ćwiczeń na taką skalę było o tyle istotne dla władz brytyjskich, że - jak podkreśla komisarz Policji Metropolitalnej Bernard Hogan - liczba postępowań wszczynanych ze względu na podejrzenie przygotowywania ataków terrorystycznych w samym Zjednoczonym Królestwie wzrosła gwałtownie w przeciągu ostatniego roku. Zaprzeczono, by ćwiczenia „Operation Strong Tower” wynikały z jakiegoś realnego i znanego służbom zagrożenia dla bezpieczeństwa Londynu. Trzeba zaznaczyć, że w swoich wypowiedziach i działaniach Brytyjczycy bardzo pragmatycznie rozumieją obecnie, że nawet przy wzmożonej pracy służb specjalnych i policji nie zawsze udaje się zatrzymać oraz rozbić grupy przygotowujące zamachy jeszcze na etapie ich planowania. Dlatego tak istotna jest wiedza o rzeczywistych, realnych możliwościach i zachowaniu instytucji państwa w momencie zagrożenia, mogącego potencjalnie sparaliżować ulice jednej z największych metropolii w Europie.

Co ciekawe, „Operation Strong Tower” była debiutem dla CTSFOs, czyli najmłodszego dziecka w rodzinie brytyjskich formacji antyterrorystycznych. Wspomniana jednostka, podporządkowana pod Scotland Yard, składa się z liczącej około 130 osób grupy operatorów, wyszkolonych przez należących do światowej elity ekspertów, m.in. z SAS. Jej podstawowym zadaniem będzie zwalczanie terrorystów mogących zagrozić bezpieczeństwu w miastach, a szczególnie w Londynie. Przy szkoleniu zwracano uwagę w głównej mierze na pilną potrzebę przygotowania operatorów CTSFOs do operacji zakładających odbijanie zakładników w miejscach publicznych, takich jak hotele (doświadczenia z Mumbaju w 2008 r.), centra handlowe (doświadczenia z Nairobi w 2013 r.), szkoły (doświadczenia z Biesłanu 2004 r.) oraz przeciwdziałania atakom, takim jak ten w Tunezji. Orędownicy utworzenia nowej formacji antyterrorystycznej podkreślali bowiem, że istotne jest dysponowanie formacją gotową do akcji maksymalnie w ciągu godziny czy dwóch. Procedury mówią bowiem, że w przypadku pojawienia się zagrożenia terrorystycznego, takiego jak - chociażby - zamachowiec w Tunezji, nieuzbrojeni policjanci patrolujący ulice mają wezwać uzbrojony patrol, a następnie zgodnie z zapotrzebowaniem do akcji mają wejść operatorzy CTSFOs. Brytyjscy przedstawiciele władz podkreślają, że w przeciwieństwie do formacji wojskowych, nastawionych na fizyczną eliminację celów, operatorzy z CTSFOs mają w pierwszej kolejności starać się ująć terrorystę lub terrorystów, działając jako policjanci. Wskazując raz jeszcze doświadczenia płynące z Tunezji, należy takie zapewnienia jednak traktować raczej jako formę pewnej „obowiązkowej gry pozorów” wobec opinii publicznej w państwie demokratycznym, niż opis rzeczywistego sposobu działania funkcjonariuszy CTSFOs.

W obliczu ćwiczeń „Operation Strong Tower” i wydarzeń w Tunezji nowego wymiaru nabierają również informacje ze Zjednoczonego Królestwa, w których mowa o nielegalnych transportach pistoletów maszynowych Sa vz.61 Skorpion produkcji czeskiej. Według agencji zajmującej się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, tego rodzaju broń miały uzyskać i przeszmuglować na teren Wielkiej Brytanii brytyjskie gangi m.in. z Londynu. Można domniemywać, że skorpiony mogą dość łatwo zostać przechwycone przez potencjalnych terrorystów, którzy mogą wykorzystać je, z racji szybkostrzelności, do krwawych ataków wymierzonych w ludność cywilną.

Próba podsumowania 

Kolejne państwa Europy Zachodniej uznają za bardzo prawdopodobną sytuację, w której z nową falą terroryzmu będą mierzyć się nie w „odległej” Syrii, Iraku, Libii, Somalii, Nigerii, Jemenie, lecz na zatłoczonych ulicach własnych miast. Szczególnie dotyczy to państw z dużym odsetkiem radykalnych islamistów, którzy wcześniej popierali chociażby Al-Kaidę, a dziś są pod coraz mocniejszym wpływem tzw. Państwa Islamskiego. Trzeba jednocześnie podkreślić, że nawet najbardziej dofinansowane służby, najlepszy HUMINT, SIGINT, etc. czy nawet żołnierze na ulicach miast, nie będą w stanie zatrzymać każdego kolejnego ataku. Terrorystom sprzyja fakt, że wspomniane powyżej państwa, a raczej państwa upadające lub wręcz upadłe (np. obecnie Libia), pozwalają na tworzenie odpowiedniej bazy logistycznej dla potencjalnych terrorystów. Komunikację między nimi ułatwiają sieci społecznościowe, zaś sfrustrowanych, częstokroć bezrobotnych, podatnych na wszelkie radykalne hasła islamistów w całej Europie nie brakuje i zapewne nie zabraknie w przyszłości. Do prawdziwego spektrum zagrożeń trzeba też dodać kryzys związany z uchodźcami płynącymi do Europy przez Morze Śródziemne czy też masowe, praktycznie niekontrolowane przenikanie Syryjczyków czy Afgańczyków do Turcji i stamtąd dalej do Europy.

Duże niebezpieczeństwo związane jest również z wybranym modelem działania terrorystów powiązanych z tzw. Państwem Islamskim. W przeciwieństwie do Al-Kaidy, zwolennicy tzw. Państwa Islamskiego stawiają na zamachy raczej proste w wykonaniu i krwawe. Oznacza to, że dziś każda ulica, od Tunezji do Jemenu, od Iraku do Francji, może stać się polem bitwy z pojedynczym napastnikiem lub też grupą terrorystów, których celem jest zabicie jak największej liczby cywilów i funkcjonariuszy. Co więcej, wybrany model działania utrudnia wysiłki służb specjalnych, policji itp., gdyż nie wymaga już długiego planowania i chociażby pozyskiwania materiałów wybuchowych. Jak pokazał zamach w Tunezji, czy też atak na redakcję czasopisma „Charlie Hebdo”, wystarczy broń automatyczna, którą coraz łatwiej będzie można pozyskać od grup przestępczych. Ewidentnie rozbiciu ulegają także więzy pomiędzy poszczególnymi komórkami terrorystycznymi, stąd ograniczone możliwości w zakresie podsłuchiwania węzłów kontaktowych (słynny telefon w Sanie), czy też głównych liderów ruchu dżihadystycznego. Atomizacja ruchów terrorystycznych może, już wkrótce, doprowadzić do sytuacji przypominającej znane powiedzenie o ukąszeniach milionów komarów, które w pewnym momencie mogą powalić nawet największe potęgi.

Warto zwrócić uwagę na „Operation Strong Tower” nie tylko przez pryzmat skali zaangażowanych sił i środków oraz specyfikę brytyjskich doświadczeń ale również w związku z potrzebą ciągłego sprawdzania gotowości tego rodzaju formacji policyjnych, kontrwywiadu, wojska etc. w różnych państwach Europy i świata. Na szczęście, w Polsce ćwiczenia tego rodzaju nie są nieznane, należy bowiem przypomnieć o „Renegade-Kaper” czy też ćwiczeniach antyterrorystycznych w Warszawie. Nie wolno jednak, w przypływie krótkowzrocznego populizmu, pozostawać głuchym na potrzeby finansowe służb odpowiadających za przeciwdziałanie terroryzmowi. Już na etapie szkolenia i zgrywania różnych jednostek i instytucji nie wolno też dążyć do usatysfakcjonowania oficjeli i wypełnienia z sukcesem wszystkich założonych celów ćwiczeń – potrzeba realizmu i nawet najbardziej krytycznych ocen, by móc podjąć decyzje dotyczące wprowadzenia poprawek i ulepszeń. Powoli musi także zwiększać się świadomość samego społeczeństwa, chociażby w zakresie zachowań w przypadku sytuacji kryzysowych w miejscach publicznych, takich jak urzędy, centra handlowe, hotele, szkoły. Musimy bowiem zakładać, że mimo obecnego „spokoju”, nasze państwo stanie się potencjalnym celem terrorystów spod flagi samozwańczego kalifatu – nasi obywatele byli już przecież ofiarami we wcześniejszym ataku w Tunezji.

Dr Jacek Raubo

Reklama

Komentarze (1)

  1. les

    Anglicy sa na wymarciu jedynie ANGLOARABY!

Reklama